Mówić sercem
Świadectwo Rodziców
o Kacperku Naumienia
ich najukochańszym Synu
„Mówią, że najpiękniejszy uśmiech ma ten,
który wiele wycierpiał”.
Nasz syn wiele wycierpiał w tak krótkim życiu.
Kacperek miał zaledwie dwa lata i trzy miesiące
gdy rozpoznano u niego glejaka o wysokim stopniu złośliwości.
Najpierw dwie operacje, potężny ból i cierpienie
ale Kacperek mimo wszystko dzielnie wszystko znosił,
uśmiechał się .
Zaczęliśmy leczenie na onkologii.
Już na początku leczenia Kacperek obudził się w szpitalnym łóżeczku,
wskazał swoją małą rączką na niebo i powiedział:
„ Mamo, ja będę tam, tam między chmurkami”.
Moje serce zamarło a z oczu popłynęły łzy.
Czas płynął a my jeździliśmy na chemio i radioterapię,
później chemię podtrzymującą.
Było gorsze samopoczucie syna i spadki wyników.
Będąc w domu Pani pielęgniarka standardowo jak po każdym
cyklu chemii pobierała Kacperkowi krew.
Pewnego dnia, gdy przyszła syn powiedział:
„ Proszę Pani ja będę aniołem”.
Moje serce znowu zamarło i nie byłam w stanie nic powiedzieć.
Kiedy Pani pielęgniarka poszła ja jeszcze siedziałam na kanapie.
Kacperek usiadł obok mnie, przytulił się i powiedział:
„ Mamo, nie martw się. Ja tam będę miał kolegów”.
Kacperek był leczony prawie 6 lat.
Przyjął 59 cykli chemii,
29 naświetlań i 11 cykli leczenia kierowanego.
Miał 4 poważne operacje, którym towarzyszył potężny ból i cierpienie
a mimo to, mając niesamowitą wolę życia, był dzieckiem radosnym,
kochającym życie i wszystkich ludzi.
Nigdy nie narzekał, nie uskarżał się dlatego nie miał ulg.
Był traktowany jak wszystkie zdrowe dzieci.
Często powtarzał:
„ Kocham Cię mamo i tato ”.
Będąc ostatni raz w szpitalu w Katowicach Pani doktor zapytała:
„ Jaki chciałbyś dostać prezent na ósme urodziny?”
Kacperek nic nie odpowiedział tylko spuścił głowę.
Jak Pani doktor wyszła powiedział:
„Najlepszym prezentem dla mnie byłoby zobaczyć tatę”,
a po chwili dopiero dodał: „… i słuchawki”.
Na wyjazdy do szpitala zabieraliśmy ze sobą różaniec święty.
Różaniec Kacperka wieszałam na łóżku szpitalnym,
a na swoim odmawiałam Nowennę Pompejańską.
Różaniec w szpitalu został wyśmiany przez Panią psycholog,
która powiedziała chorej dziewczynce, że „ … to dobre dla starszych,
dla zabicia czasu”.
Nam różaniec pomagał, leczenie choć bardzo
trudne i ciężkie jednak trwało
a ja z mężem mogłam cieszyć się Kacperkiem.
Często też modliłam się o cud i do Świętego Józefa
aby Kacperek żył na chwałę Bożą i na pożytek dusz naszych.
Było też gorzej.
Wydawało się, że to już koniec,
a jednak dochodziło do kolejnych operacji w 2017 roku i w 2019 roku.
Towarzyszył im potężny ból i cierpienie.
Zaledwie kilka dni po operacji
a u Kacperka pojawiał się skromny piękny uśmiech i słowa:
„ nie boli”.
Lekarze podejmowali próby dalszego leczenia.
Nawet był moment kiedy wydawało się, że będzie dobrze.
Uda nam się wyleczyć.
Kacperuś modlił się wieczorem
a na tą modlitwę zawsze wołał rodziców:
„ mama chodź” , „tata chodź” i czekał póki
wszyscy się nie stawili.
Modlił się, a na koniec prosił Boga o zdrowie dla siebie,
dla rodziców, rodziny, dzieci w szpitalach,
a ja go błogosławiłam stawiając znak krzyża na jego czole.
Był dla nas największym skarbem,
a każdy dzień jego życia cudem.
Kacperek lubił oglądać transmisję Apelu Jasnogórskiego.
Brał do rączki swój różaniec i przekładał koraliki pytając co trochę:
„mamo tak?”
Czekał na błogosławieństwo.
Wstawał z kanapy i na stojąco czynił znak krzyża.
Często ściągał ze ściany drewniany krzyż,
nakrywał się kocem i naśladując
Arcybiskupa Metropolitę Częstochowskiego
Wacława Depo
błogosławił nas- czyli swoich rodziców.
Krzyż Kacperkowi zawsze towarzyszył.
Zwłaszcza w ostatnich dwóch miesiącach życia,
kiedy to znacznie pogorszył się jego stan zdrowia.
„ Wierzyć to znaczy ufać Jezusowi, kiedy cudów nie ma”.
Na naszej najtrudniejszej drodze Pan Bóg
postawił proboszcza naszej Parafii Fatimskiej ks. Grzegorza.
W swym grafiku zawsze znalazł czas
aby przyjść do Kacperka i nas wesprzeć modlitwą,
szczerą rozmową, że:
„Wszystko może się zdarzyć”,
„Trzeba będzie przyjąć to, co Bóg da”, „
Trzeba wszystko zawierzyć Bogu”.
Dało nam to wewnętrzny
pokój i przyzwolenie na wypełnienie się woli Bożej mimo,
że serce pękało.
Codzienna obecność ks. proboszcza Grzegorza,
który przynosił Jezusa Kacperkowi,
codziennie sam odprawiał Mszę świętą w intencji Kacperka
prosząc o potrzebne łaski dla niego,
modlitwa oraz wspólne rozmowy
koiły potężny nie do zniesienia ból.
Kacperek odchodził.
W chwili śmierci syna proboszcz rzucił wszystko i po chwili już był.
Prowadził modlitwę, a po śmierci Kacperka przejął
go pod swoją opiekę mówiąc:
„Teraz Ja go przejmuję.
Ja teraz będę się nim opiekował”.
Tak też było.
\
Całą rodzinę ks. proboszcz Grzegorz wspierał i wspiera nadal
za co jesteśmy ogromnie wdzięczni.
Mimo, że już upłynęło trochę czasu po śmierci Kacperka
to każdego dnia ks. proboszcz kontaktuje się z nami,
pociesza, wspiera, prowadzi rozmowy, wysyła wiadomości.
Codziennie odwiedza grób Kacperka zapalając paschaliki,
lampionik, przynosząc kwiaty.
Jakże trafne jest powiedzenie:
„Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”.
Mamy ogromne szczęście, że Pan Bóg postawił na naszej
trudnej drodze życia ks. Grzegorza proboszcza z powołania
oddanego służbie Bogu i wiernym.
Myślę , że ten ogromny pokój ducha w ostatnim ,
bardzo trudnym etapie życia ,
wyprosił dla nas – rodziców u Boga swoim czystym ,
niewinnym dziecięcym serduszkiem ,
nasz najukochańszy syn Kacperek .
DZIĘKUJEMY
Rodzice Kacperka
\
" Idź przez życie tak,
aby ślady Twych stóp
przeżyły Ciebie."
Kochani Rodzice Kacperka !